Mój mocno uparty kolega oznajmił kiedyś grupie współpracowników: Koty wolą waniliowe psy, ludzie wolą czekoladę. Zaznaczyłem, że mam dwa psy jednak wolę wanilię.
Nonsens, powiedziała mi.
A teraz to raport z przeczucie.com ( Kto? ) pojawia się i trafia na pierwsze strony gazet w Business Insider, podsycając jeszcze bardziej brzydkie stereotypy, w których nie chcę brać udziału. Najwyraźniej właściciele psów są częściej ekstrawertykami, bardziej konserwatywnymi i rzadziej lubią kalambury.
Ha! Czy ty, kurwa, żartujesz sobie ze mnie? Mniej prawdopodobnie? Mam tutaj kalambury ze STALI. Jestem głównym ekspertem. Burmistrz Punsacoli. Wielki wybawiciel wszelkich gier słownych — OB/P-U-N, jeśli chcesz (a nawet jeśli nie).
Aha, i weź to: według raportu ludzie-koty są bardziej skłonni do bycia neurotykami. Źle, źle, źle, raport! Jestem głęboko introwertykiem, dumnym liberałem i mógłbym przechytrzyć neurotyka kota w dowolnym dniu tygodnia, obsesyjnie myjąc ręce związane za plecami.
Jakby tych nieporozumień było mało, raport posuwa się nawet do sugestii, że właściciele psów częściej wymieniają Paula McCartneya jako swojego ulubionego Beatlesa. Mój Boże! Jak głośno muszę krzyczeć, aby mnie usłyszano? Paul McCartney NIE jest moim ulubionym Beatlesem.
To takie trudne.
(W dużej mierze niezwiązana notatka [po prostu chodź ze mną, ten post i tak wyląduje w całym ogrodzie]: Kilka lat temu w przypływie głębokiej introspekcji powiedziałem mój tata Gdyby moja rodzina – ja Mike Uno i Maybe – byli Beatlesami, kim każdy z nas byłby? Tata, pies, pobłogosław go, nie przegapił żadnego rytmu: Mike byłby Paulem Uno byłby Georgem Może byłby Ringo, a ty byłbyś Johnem. Przybity To.)
I oto rzecz, która naprawdę mnie uderza: naprawdę lubię koty. Ale nie mogę wejść do pokoju, mówiąc to, i oczekiwać, że ktoś potraktuje mnie poważnie. Zostałem zaszufladkowany do bardzo specyficznej roli – tzw miłośnik psów — więc nikt mi nie wierzy, gdy zapewniam, że lubię jedno i drugie. Uchodzą na sucho jedynie ci, którzy mają w domu co najmniej po jednym osobniku każdego gatunku. Spotykają się ze sceptycyzmem, jeśli nie wręcz szyderstwem.
Wczoraj przeczytałam świetną post przez blogera i zwolennika Pit Bulla Emily Douglas . Pisze o Denardzie Robinsonie, rozgrywającym z Uniwersytetu Michigan, który często się uśmiecha i ogólnie poprawia wszystkim samopoczucie. Emily chce, żeby czytelnicy wiedzieli, że to cholernie przystojny facet. Więc kiedy się sprzeciwiałam, wierciłam i szukałam wymówek, przełknęłam dumę i przyznałam się do tego. Istnieją moralnie przyzwoite mili piłkarze tam.
Emily chodzi o to, że nie mogę bez przerwy oczerniać zawodowych (lub akademickich) sportowców, a potem odwrócić się i oczekiwać, że ludzie będą postrzegać każdego psa jako jednostkę. Zgadzam się z nią nie tylko dlatego, że mi zależy Pitbulle ale dlatego, że ma rację.
Niektóre stereotypy są bardziej szkodliwe niż inne. Choć jestem sztucznie zły, że przypięto mi etykietę towarzyskiego i gardzącego grą słów miłośnika Wings, naprawdę jestem zły, że pewne grupy zwierząt (w tym ludzie) zostają uderzone rapem, na który nie zasługują. Nie ma znaczenia, czy kochasz Pit Bully, piłkarzy, koty, psy, mężczyzn, kobiety, czy wszystkie powyższe. Wniosek jest taki, że (tak, oto lekcja) nie szukaj dalej niż reputacja, a możesz przegapić najlepszą rzecz, która nigdy Ci się nie przydarzy.
Jestem nim, takim jak ty, on takim, jakim jesteś ja i wszyscy jesteśmy razem. NIE?